piątek, 4 września 2015

Kupowanie kota w worku

Bardzo się zniechęciłam do kupowania w internecie ostatnimi czasy. Piękna duża o średnicy 30cm waza ceramiczna. Co z tego że piękna, jak na dzień dobry pobita. Pocieszenie takie, że sprzedawca zwrócił mi pieniądze, bo drugiej już nie chciałam. Muszę dbać o moje serce wszak mam tylko jedno a takie emocje mu nie służą. Wazy odsyłać nie musiałam, sprzedawcy wystarczyło zdjęcie, więc może jakoś uda się ją skleić i coś z niej jeszcze będzie.




Kolejny zakup poniżej. Piękna zrobiona na grecką figurka z lustrem. Głowa bogini miała być na swoim miejscu, znaczy na szyi a nie pod pachą czy u stóp. Tu ze sprzedawcą sprawa wyglądała trochę trudniej, bo ja dbając o zdrowie mojego wzburzonego serca od razu i natychmiast chciałam zwrotu pieniędzy, by nie narażać się na kolejną taką niemiłą niespodziankę przy rozpakowywaniu kolejnej figurki, jednak sprzedawca, niemiecki Żyd, rozmawiałam z nim przez tel i słyszałam akcent, umiał po polsku powiedzieć dwa słowa, mianowicie: " K...a mać" chyba się nauczył od Polaków z Berlina, bo tam ma swój sklep, mniejsza z tym, ale pieniędzy oddać nie chciał. Uparł się, że wyśle kolejną, lepiej zapakowaną i zabezpieczoną, bo ta nie była dobrze chroniona w kartonie ani folią bąbelkową ani niczym innym, więc kolejna miała przeżyć transport. Jeszcze dostałam polecenie, że w obecjości kuriera mam otworzyć karton i sprawdzić stan przesyłki. No ok, nie mam wyjścia więc nic tylko się zgodzić zostało. Ok czekam kilka dni, przyjechała przesyłka, jednak kurier nie zgodził się na współpracę przy otwieraniu przesyłki, więc jej nie przyjęłam, bo skoro nie mogę przy nim sprawdzić czy bogini głowę ma na miejscu, no to nie przyjmuję i koniec. Kurier zabrał przesyłkę wielce obrażony i poszedł. Za dwa dni Żyd dzwoni do mnie ponownie i pyta śmiejąc się co się stało, bo bogini wróciła, na dodatek cała nieuszkodzona z głową na swoim miejscu, więc dlaczego jej nie wzięłam? Oczywiście rozmowa odbywa się po niemiecku, bo on po polsku tylko wiadome dwa słowa zna. Grzecznie mu wytłumaczyłam, że kurier nie zgodził się na rozpakowanie przesyłki w jego obecności, więc nie przyjęłam. Sprzedwaca westchnął sapnął, zaśmiał się, to chyba ich najmocniejsza strona, Żydów handlowców, oni w trudnych sytuacjach się śmieją, no i stwierdził, że będzie musiał ponownie za przesyłkę zapłacić, ale ją wyśle. Nie chciałam już tłumaczyć mu że taniej dla niego byłoby zwrócić mi pieniądze. W sumie to mi go już szkoda było, wzbudził jakieś uczucie we mnie bliżej mi nie znane. Ten jego śmiech i charakterystyczne dla żydowskiej narodowości zachowanie, z którym zetknęłam się po raz pierwszy w życiu, rozbroiło mnie doszczętnie i postanowiłam odpuścic. Druga figurka przyjechała drugi razi po rozpakowaniu byłam mile zaskoczona, bo uszkodzeń żadnych nie było. Teraz mam dwie, jedną z głową jedną bez.
Niżej prezentuje się na zdjęciu część żyrandola, który kupiłam na amazonie. Wystarczyło wysłać zdjęcie, że jest uszkodzony i rozmowa telefoniczna z niemieckim sprzedawcą. W ciągu kilku dni otrzymałam drugi żyrandol, nieuszkodzony, tego nie musiałam odsyłać, mam więc dwa identyczne z tym, że ten ma pękniętą obudowę przysufitową. Oczywiście nic nie musiałam dopłacać. Ja się ciągle zastanawiam jak im się to opłaca? Przecież takich sytuacji kiedy coś się uszkadza w trakcie transportu napewno jest dużo więcej.
Wyleczyłam się z kupowania delikatnych rzeczy w internecie, wolę już zadowolić się czymś co mogę kupić w sklepie niż stresować.